Pierwszy raz autostop na Majorce z moją koleżanką. Okropnie się wtedy bałam, ale po kilku chwilach już nie było to dla mnie problemem. Przede wszystkim dlatego, żeby oszczędzić trochę pieniędzy, ale z drugiej strony ciekawość też zżerała, jak to jest. Chciałam spróbować jeszcze raz w Tajlandii. Przed wyjazdem do Azji trochę o tym czytałam, ludzie pisali, że w tym rejonie autostop funkcjonuje bardzo dobrze i chwalą sobie. Więc dlaczego by nie spróbować? Może i mi przytrafi się coś ciekawego?

Będę szybciutko w Malezji
Zaczęło się w Krabi. Pojechałam miejskim autobusem z mojego miejsca zakwaterowania na główną drogę, żeby znaleźć bez problemu samochód w kierunku Malezji. Do pokonania było zaledwie 270 km, więc myślałam, że w 5 godzin to na spokojnie tam dojadę.

Niemiła niespodzianka i frustracja
Niestety nie poszło po mojej myśli. Czekałam 2 godziny na jakiś samochód, cały czas idąc z moim plecakiem do przodu. Nikt się nie zatrzymywał. Czasem autostop to niełatwa sprawa. Zmieniłam swój plan i postanowiłam, że udam się do najbliższego miasta (128 km od Krabi). Może w ten sposób będzie łatwiej kogoś znaleźć. Mimo, że po drodze kilka samochodów zrobiło „stop”, żaden nie zmierzał w kierunku Malezji. W końcu z nadzieją przyszedł Taj, ale powiedział, że ma możliwość podwiezienia mnie tylko 40 km.
Wybawiciel
Potem znowu oczekiwanie. Podjęłam decyzję, że zostanę jeszcze jeden dzień w Tajlandii, nie ma co czekać, aż się zrobi ciemno. Mimo to dalej czekałam na jakieś auto do najbliższego miasta. Zbawiennie nagle zatrzymał się duży samochód. Kierowcą był Chińczyk. Prawie nic nie mówił po angielsku. Przy pomocy Google Tłumacz zapytał gdzie jadę, bo w sumie to on nie ma żadnego celu. Tak sobie jeździ i szuka ciekawych miejsc do robienia zdjęć.
Było już późno. Dojechaliśmy do mojej oczekiwanej najbliższej miejscowości i zostaliśmy na noc w hostelu. Okazało się, że owy Chińczyk jest naprawdę świetnym fotografem. Na drugi dzień jeździliśmy po okolicy w poszukiwaniu pięknym miejsc. Najlepsze było pływanie w wodospadzie. Tutaj kilka zdjęć z naszych sesji:












Byliśmy jeszcze w wielu świetnych miejscach, ale niestety nie mam wszystkich zdjęć. Nie mniej jednak było fajnie. Qiangzhong miał koleżankę w Tajlandii. Spotkaliśmy się wszyscy w kawiarni z planszówkami z jej znajomymi (razem 8 osób), a potem pojechaliśmy razem samochodem do restauracji, której wnętrze zawierało dech w piersiach.





Pożegnałam się z wszystkimi i zarezerwowałam noc w hostelu. Postanowiłam, że na drugi dzień wstanę wcześniej, żeby nie zmarnować okazji tak jak poprzednim razem i złapać autostop szybciej. Udałam się więc do głównej drogi (do przejścia było ok. 5 km). Jakież było moje zaskoczenie gdy po dosłownie 30 sekundach zatrzymała się ciężarówka. Czasem czekacie na autostop chwilę, innym razem godziny.
Autostop – część II
Tym razem także był Taj. Ciężko było dogadać się po angielsku, ale daliśmy radę na tyle, żeby zrozumieć się, że chodzi o Malezję. Cieszyłam się, że już nie będę musiała kombinować jak dotrzeć tam. Do pokonania było zaledwie 60 km. Chociaż moim celem była miejscowość oddalona o 340 km. Ale na podstawie poprzednich zdarzeń, nauczyłam się żeby wyznaczać bliższe miejsca docelowe, bo szansa na to, że ktoś jedzie dalej, jest znikoma. Dlaczego 340 km? To już osobna historia i wkrótce o niej napiszę.
Długi spacer
Taj wysadził mnie na granicy. Poszłam po pieczątkę, że mogę legalnie przebywać w Malezji. Okazało się, że to była inna pieczątka, ale o tym w następnej opowieści. Wkraczając do Malezji, słyszałam muzykę z meczetów. Znowu próbowałam złapać samochód, ciągle idąc do przodu przez godzinę. Później zależało mi po prostu na tym, żeby dostać się do najbliższego miasta oddalonego o 8 km. Telefon mi się prawie rozładował, woda prawie skończyła. Bez skutku. Dopiero po kilku kilometrach ktoś się zatrzymał. Małżeństwo. Tajka i Pakistańczyk.
Zostaję członkiem rodziny
Myśleli, że jestem w kłopotach i potrzebuję pomocy. Wyjaśniłam, że po prostu chcę dostać się do pewnej miejscowości, bo umówiłam się tam ze znajomym poznanym w Krabi. Mówili, że jadą na wyspę Penang i mogę do nich dołączyć. Myślałam, że po prostu pytają z grzeczności. Nie chciałam nikomu głowy zawracać, w końcu oni mieli wakacje, więc po co ja tam? Przejechaliśmy jeszcze kilkadziesiąt kilometrów i zatrzymaliśmy się w restauracji na obiad. Nie pozwolili mi zapłacić. Powiedzieli, że jestem ich gościem. Niestety autobusy już nie jeździły, więc pojechałam z nimi na wyspę.
Odpoczynek po wyczerpującym dniu
Dojechaliśmy do hotelu. Był naprawdę wielki i piękny. Wzięłam prysznic. Przyszła siostra Tajki, która jest z Indonezji, ale pracuje w w Malezji. Razem poszłyśmy kąpać się w basenie, a Pakistańczyk został w pokoju.



W sumie cały czas nie byłam pewna swojej sytuacji. Ten hotel nie był na moją kieszeń, ale moi znajomi powiedzieli, że absolutnie o nic mam się nie martwić. Dziewczyny powiedziały, że jestem ich siostrą, a mężczyzna, że jest moim tatą.
Wieczorem pojechaliśmy na kolację z pysznym arabskim jedzeniem do ekskluzywnej restauracji. Rozmawialiśmy dużo, cieszyliśmy się czasem spędzonym razem. W końcu wszyscy byliśmy na wakacjach. W głębi serca wciąż było mi głupio z powodu odwołania spotkania z osobą poznaną w Krabi. Ciężko odmówić mojej nowej „rodzinie”, która się mną „zaopiekowała”. Poszliśmy jeszcze na herbatę z mlekiem zwaną „czai”, trochę pospacerowaliśmy i wróciliśmy do hotelu.



Noc w hotelu
Siedzieliśmy jeszcze chwilę w pokoju i nagle ktoś zapukał do drzwi. Była to osoba z obsługi, która przyniosła… dodatkowe łóżko do pokoju. Byłam naprawdę zdziwiona. Kurde, małżeństwo jest na wakacjach, pewnie potrzebuje prywatności, więc po co ja tutaj? Dla nich to była przyjemność móc kogoś gościm i nim się opiekować. Bardzo wierzą w to, że dobro wraca. W sumie po doświadczeniach w Azji też zaczęłam utwierdzać się w tym przekonaniu, bo też sporo pomagam ludziom i w ten o to sposób to wróciło.
Pokój z Wami
Na drugi dzień zjedliśmy w hotelu śniadanie zaraz po przebudzeniu i wróciliśmy do pokoi. Pakistańczyk poszedł wziąć prysznic, a kiedy skończył powiedział „As-salamu alaykum”, jest muzułmańskim przywitaniem, oznaczającym „Pokój z Wami”. Jak wszyscy byli pozytywnie zaskoczeni, kiedy odpowiedziałam „Alaykumu s-salām”, co oznacza „Pokój z Wami również”.
Ktoś na mnie czeka, muszę wracać
Pytali kilkakrotnie czy nie zostanę z nimi dłużej, ale mnie jeszcze bardziej gryzły wyrzuty sumienia, że mój znajomy czeka na mnie w innej miejscowości. Powiedziałam, że naprawdę miło mi się spędza z nimi czas i jestem wdzięczna, że zaopiekowali się mną, ale niestety muszę już jechać. Chciałam kupić bilet przez internet, ale absolutnie się na to nie zgodzili. Pojechaliśmy na dworzec autobusowy. Na najbliższy transport nie było już miejsc, więc kupili mi bilet na następny.
W międzyczasie poszliśmy do galerii handlowej. Powiedzieli, że jak mi się coś podoba, to mam im powiedzieć i oni mi kupią. Oczywiście nawet jak mi się coś podobało to nic nie mówiłam, bo nie chciałam nikogo wykorzystywać. Potrzebowałam wymienić gotówkę w kantorze, ale również dali znać, że mam się tym nie przejmować. Trochę w sumie była to dla mnie niezręczna sytuacja, bo nawet jak już wsiądę w ten autobus, to będę potrzebować na początku trochę pieniędzy, a później kantory mogą być zamknięte.
Wyjątkowy prezent
Pakistańczyk i Tajka szukali walizki, a ja z Indonezyjką chodziłyśmy po sklepach i przeglądałyśmy rzeczy. Powiedziałam jej, że ma piękną torebkę. Bardzo nietypowa i oryginalna. W jednym sklepie sklepie kupiła worko-torebkę. Ze swojej wyjęła wszystkie przedmioty, włożyła do nowego nabytku i wręczyła swoją starą torebkę, która tak mi się podobała. Powiedziała, że to prezent i nie chce słuchać żadnych sprzeciwów.
Tajka z „Tatą” wrócili. Pojechaliśmy na dworzec autobusowy. Autobus już czekał. Pakistańczyk dał mi jedzenie i powiedział „to na drogę”, a potem coś około 200 zł w przeliczeniu na złotówki. Byłam naprawdę zszokowana i nie dowierzałam. Trochę było to dla mnie podejrzliwe, no ale nie mogłam powiedzieć „nie”. Nie dopuszczali takiego słowa. Zrobiliśmy „ostatnie” foto i ruszyłam w drogę, dalej nie dowierzając w to, co mnie spotkało.

Do zobaczenia „kiedyś”
W sumie myślałam, że już się nigdy nie zobaczymy, a nawet jeśli, to może za kilka lat. Pod koniec mojej podróży poleciałam z Singapuru do Bangkoku w Tajlandii (bo stamtąd miałam lot do Polski, więc chciałam być kilka dni szybciej). W dniu mojego przylotu „Tata” miał na drugi dzień lot do Pakistanu, także z Bangkoku. Byliśmy codziennie w kontakcie. Kiedy dowiedzieli się, że też tam jestem, mimo późnej godziny przyjechali po mnie (tylko Tajka i Pakistańczyk) i spędziliśmy jeszcze trochę czasu. Pożegnanie było bardzo wzruszające.
Czasami, ale nie ciągle
Postanowiłam, że już nie będę więcej korzystać z autostop podczas mojej ówczesnej wtedy podróży bo: zajmuje to sporo czasu (mi zajęło 4 dni, gdzie mogłabym po prostu wziąć autobus i być tam w 1 dzień), a po drugie nie ma dużo prywatności i praktycznie cały czas spędzamy z ludźmi, których poznaliśmy. Ale nie żałuję tego. Uważam, że warto spróbować i na pewno jeszcze spróbuję. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że poznam takich ludzi i spędzimy razem cudowny czas.
Macie doświadczenia z autostopem? Jakie są Wasze opinie na ten temat? Jestem ciekawa. internecie można znaleźć dużo informacji na ten temat i w sumie każdy kto próbuje ma ciekawe przygody. Osobiście znam może kilka osób, które korzystały z tego „środka transportu”. Jeśli jesteście ciekawi jak zorganizować podróż i jak tanio podróżować, odsyłam Was do tych artykułów.
Jak zorganizować wyjazd?
Jak tanio podróżować?
A tutaj o tym jak działa autostop w Tajlandii 🙂 –> LINK
Ten post ma 2 komentarzy
You are part of the story my honey <3
I am LOVE all your story dear😍